Podstawa programowa stanowi obowiązkowy na danym etapie zestaw treści nauczania i umiejętności, które należy uwzględnić w programie nauczania. Jest także źródłem kryteriów ocen i wymagań egzaminacyjnych.
Używając bardziej potocznego języka można stwierdzić, że dokument ten, mający prawnie formę rozporządzenia do ustawy o systemie oświaty, określa co uczeń musi wiedzieć i umieć na zakończenie każdego etapu edukacji. Przez lata podstawa programowa zyskała miano szkolnej Biblii, serca systemu, najważniejszego drogowskazu wyznaczającego rytm pracy w placówkach edukacyjnych.
Omawiany dokument, ze względu na swoją rangę, wymaga niezwykle uważnego i skrupulatnego opracowania. W innym wypadku, zamiast wskazywać kierunki działań, może ograniczać, blokować rozwój uczniów i aktywność nauczyciela.
Dlaczego znowu zmieniamy podstawy?
W związku z planowaną reformą szkolną, likwidacją gimnazjów, wydłużeniem szkoły podstawowej z sześciu do ośmiu lat i liceum z trzech lat do czterech, potrzebne są nowe podstawy programowe dla uczniów, którzy w przyszłym roku szkolnym będą uczęszczać do klasy pierwszej, czwartej i siódmej.
Jednocześnie warto zauważyć, że w wyniku likwidacji tzw. „egzaminu szóstoklasisty”, podstawa programowa obowiązująca uczniów klas szóstych (rocznik, który jako pierwszy trafi do wydłużonej szkoły podstawowej), stała się już nieaktualna. Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której nauczyciele faktycznie nie wiedzą czego i w jaki sposób uczyć dzieci, które ostatni semestr nauki w szkole podstawowej poświęcały na przygotowanie się do egzaminu, dającego im przepustkę do gimnazjum.
Jak powinien przebiegać proces powstawania podstaw programowych?
W obecnym momencie podstawa programowa dla zreformowanego systemu edukacji, już dawno powinna być gotowa. Obecnie, w pierwszych dniach grudnia, mamy jedynie jej propozycję, która została przekazana do „prekonsultacji”. Projekt rozporządzenia trafi do konsultacji w lutym… kiedy wydawcy będą już przygotowywali podręczniki. Jaka wartość będą miały takie konsultacje?
Zasadniczo – odmienny też powinien być kierunek prac. Najpierw podstawa (cele i treści) a potem struktura (sposoby realizacji). Tymczasem najpierw będziemy doświadczali zmiany struktury, a dopiero potem poznamy podstawy programowe (wybiórczo, w kawałkach dla poszczególnych klas). To także stawia pod ogromnym znakiem zapytania cel podejmowanych reform. Skoro nie stanowią go cele i treści nauczania (podstawy programowe), to co nim jest?
Konsultacje publiczne podstaw programowych, a raczej ich brak
Każda podstawa programowa, jako rozporządzenie do ustawy o systemie oświaty, powinna przejść przez konsultacje publiczne (par. 36), co również jest procesem wymagającym czasu. Wynika to bezpośrednio z Regulaminu Pracy Ministrów. Projekt dokumentu rządowego, jakim jest rozporządzenie musi trafić do uzgodnień z członkami Rady Ministrów (par. 35 Regulaminu). Z tą chwilą musi być także opublikowany w Biuletynie Informacji Publicznej MEN.
Pominięcie czasu koniecznego na konsultacje publiczne – a więc także pozyskiwanie głosu nauczycieli i ekspertów – jest działaniem niezgodnym z zasadami tworzenia prawa. Mamy z tym do czynienia w obecnej sytuacji – bo formalne konsultacje projektu rozporządzenia rozpoczną się w lutym, kiedy na zmianę pracy autorów i wydawców podręczników może być już za późno. Jest to także postępowanie, którego efekty na starcie możemy określić jako mniej wartościowe merytorycznie. Z resztą – taki jest sens i cel konsultacji projektów rozwiązań prawnych – aby nie tylko poznać, ale i uwzględnić wiedzę i doświadczenie osób, których te rozwiązania dotyczą. W przypadku nowych podstaw ta sytuacja zwyczajnie – ze względu na czas – nie będzie możliwa. Nie jest to niestety pierwszy przykład wadliwego procedowania.
Druzgoczące tempo zmian
W tworzeniu podstawy programowej powinni brać udział bezpartyjni fachowcy, naukowcy z wyższych uczelni, ale również praktycy – nauczyciele, psycholodzy, znający najlepiej możliwości, potrzeby dzieci i młodzieży. Skonstruowanie adekwatnej i prawidłowej podstawy programowej wymaga współpracy ww. jednostek, co pociąga za sobą czas konieczny do wypracowania owocnego współdziałania.
Co więcej, aby możliwe było dostarczenie do 1 września 2017 roku nowych podręczników do szkół, wydawcy już dawno powinni móc poznać pełne nowe wytyczne programowe, w wersji ostatecznej a nie roboczej, niezbędne do skonstruowania pakietów edukacyjnych. Proces tworzenia podręczników, podobnie jak podstaw programowych wymaga współdziałania ekspertów z różnych dziedzin, konsultacji merytorycznych a nawet więcej – badań pilotażowych w szkołach, wśród nauczycieli i uczniów, codziennych użytkowników podręczników i najlepszych ich recenzentów. Do przeprowadzenia takich działań, potrzeba co najmniej roku czasu. Należałoby także uwzględnić czas potrzebny na wdrożenie zmian w programach studiów na kierunkach pedagogicznych, modyfikacje w programach szkoleń i systemie doskonalenia nauczycieli, przygotowanie placówek oświatowych – przeobrażenia w sposobie ich funkcjonowania.
Nigdy wcześniej program nauczania nie powstawał w tak ogromnym pośpiechu, żeby nie użyć słowa – rozgardiaszu. Podstawa programowa wdrażana we wrześniu 2009 roku, była przygotowana już na wiosnę 2008. Za czasów minister Katarzyny Hall prace nad podstawą trwały ponad rok. Rok miały także wydawnictwa na przygotowanie podręczników. Ówczesna podstawa programowa przeszła również przez konsultacje, na podstawie których dokument wielokrotnie modyfikowano i udoskonalano. Cały, w pełni transparentny proces tworzenia podstawy, w opinii publicznej został jednak okrzyknięty jako przeprowadzany naprędce. Jak więc nazwać trwający obecnie proces przygotowania podstaw w trzy miesiące?
W obecnym roku szkolnym do szkoły poszły siedmiolatki. Tymczasem podstawa programowa, z której się uczą, przeszła jedynie kosmetyczne i w ostatniej chwili wprowadzone zmiany. Podręczników w ogóle nie zmieniono. W rezultacie, uczniowie o rok starsi, uczą się dziś na materiale przeznaczonym z góry dla dziecka młodszego. Konsekwencje takiego stanu rzeczy mogą być zatrważające.
Pozorowanie zmian
Jak się okazuje, dokonujemy przewrotu, drastycznej rewolucji w edukacji, bez najważniejszego dokumentu warunkującego to, czego i w jaki sposób będą uczyć się dzieci i młodzież. Podobne działania wydają się nie tylko brawurowe, ale również skrajnie nieodpowiedzialne. Możliwość stworzenia rzetelnych podstaw programowych w trzy miesiące, niemal na kolanie, wydaje się niemożliwym, bezmyślnym i z góry skazanym na fiasko działaniem. W związku z planowaną reformą, podstawy wymagają diametralnych, a nie kosmetycznych zmian, nierealnych do wprowadzenia w kilka miesięcy. Jedynym rozwiązaniem jest tu zostawienie podstaw prawie bez modyfikacji, co jednak jest działaniem z założenia błędnym, które odbiłoby się głośnym echem na jakości polskiej edukacji. Nie wystarczy dodać do zapisów programowych gry w szachy czy elementów edukacji patriotycznej, aby stwierdzić, że dokumenty uległy istotnym modyfikacjom. Podobne rozwiązania zdają się być kolejnym pozorowaniem zmian.
Niepewność, strach i chaos
Nieznajomość podstaw programowych, niemożliwość przewidzenia dalszego działania, odbierają nauczycielom, rodzicom, a przede wszystkim dzieciom poczucie bezpieczeństwa, możliwość określenia swych losów w trwającym w zawieszeniu systemie. Ani nauczyciele ani uczniowie nie wiedzą, czego i jak, będą nauczać i uczyć się w zbliżającym się nieubłaganie nowym roku zmian. Nauczycielom nie pozostawia to czasu na rzetelne przygotowanie się do procesu kształcenia. Wśród rodziców i dzieci piętrzy się niepokój, co przyniesie jutro.
Czy aby na pewno tak miała wyglądać „dobra zmiana”?