Czego zabrakło w wytycznych MEN, dotyczących nowego roku szkolnego?

Pominięcie rzetelnych konsultacji publicznych i brak precyzji w przepisach. Niestety ostatnio to standard w przygotowaniu przepisów prawa przez resort edukacji. Czego w przepisach zabrakło? Jakie rozwiązania można byłoby wprowadzić? Bierzemy wytyczne MEN „na warsztat”.

Przepisy dotyczące organizacji roku szkolnego 2020/21 są ogólne, nie odpowiadają także na większość pytań, pojawiających się w środowisku nauczycieli od wielu tygodni. Zasadniczo, wszelkie kwestie, na które resort edukacji nie może znaleźć rozwiązania, kwitowane są dwoma zwrotami: „za organizację oświaty na danym terenie oraz jej finansowanie odpowiada samorząd” oraz „za organizację pracy w szkole odpowiada dyrektor placówki”. To prawda. Zarówno jednak organ prowadzący jak i dyrektorzy, pracują na podstawie wytycznych MEN i GIS. Czego w nich zabrakło?

  • Zabrakło przygotowania roboczych ścieżek działania dla szkół w przypadku wyboru przez nie modelu hybrydowego. Wiemy, że dyrektor ma zdecydować o sposobie organizacji pracy, zdiagnozować braków sprzętowych, wybrać model pracy, monitorować jej przebieg, umożliwiać konsultacje. Szkoła to jednak – mimo lokalnych różnic – dość powtarzalna i przewidywalna struktura. Ministerstwo powinno więc opracować robocze modele do pracy hybrydowej, mieć ich katalog i szczegółowe opisy i takie modele organizacyjnie wspierać. Skazywanie szkół na działania na miarę tego, jak poradzi sobie (lub nie) dyrektor, opieranie się na jego kreatywności organizacyjnej graniczącej z mocami nadprzyrodzonymi oznacza, że kuratoria będą stykały się z dziesiątkami, setkami modeli organizacji nauczania hybrydowego. To obciąża nie tylko dyrektorów, ale także pracowników kuratoriów. Kilka roboczych modeli dla wariantu hybrydowego pozwoliłoby wypracowanie rekomendacji w trakcie wdrażania takiego modelu a urzędnikom ułatwiłoby realną pomoc. Niestety, pozostawienie tej sprawy w wersji „zdecyduje dyrektor” można odczytać jako kompletny brak pomysłu resortu edukacji na organizację pracy hybrydowej. Kiedyś mówiono o tym „rozpoznanie bojem”. Szkoda uczniów.
  • Brak także jasnych wytycznych, w jakiej sytuacji wprowadzamy model hybrydowy lub model zdalny. W zarządzaniu placówką edukacyjną, w której pracują dziesiątki osób a uczą się czasem setki, sposób funkcjonowania placówki nie może zależeć od telefonów do urzędników lokalnej stacji SANEPID. A na razie tak zostało to rozwiązane. O tym, czy dyrektor zamknie szkołę zdecyduje taka właśnie konsultacja. Wytycznych do podejmowania tych decyzji nie ma. Zdecydują okoliczności, które są „różne”.
  • Konieczne byłoby także stworzenie osobnej komórki do zarządzania sytuacją kryzysową. Standardowo, dla niestandardowych wydarzeń, tworzy się struktury faktycznego, sprawnego i efektywnego zarządzania kryzysowego. W strukturze takiej, która powinna działać od początku do końca pandemii i opierać się na lokalnych instytucjach, powinni znaleźć się urzędnicy SANEPID, dyrektorzy, przedstawiciele organizacji społecznych, które od miesięcy pomagają „łatać system”. Lokalne struktury wsparcia, działające przy kuratoriach, byłyby szybkie i sprawne, pomagałyby realnie wdrażać wytyczne płynące z resortu. Zamiast jednak sieci takich struktur wsparcia, mamy zarządzanie sytuacją kryzysową w stylu „dyrektor zdecyduje” i oczywiście – poniesie konsekwencje, jeśli zdecyduje źle.
  • Mimo doświadczeń nauczania zdalnego od marca, nadal nie mamy jednolitej platformy do pracy zdalnej. Platforma e-podręczniki nie jest narzędziem umożliwiającym prowadzenie lekcji w czasie rzeczywistym. W konsekwencji każda szkoła będzie korzystała z innych narzędzi, metod i form pracy. I każda placówka będzie musiała poradzić sobie z przygotowaniem takiego pola pracy całkowicie samodzielnie.
  • Nie zdecydowano się także na stworzenie czegoś dość oczywistego, prostego, taniego – infolinii dla dyrektorów placówek, która pomagałaby zaplanować zarządzanie szkołami.
  • Zabrakło także programowanego i planowego udziału w realizacji nauczania hybrydowego i zdalnego przy współudziale organizacji społecznych. Skoro szkoły mają mieć wprowadzane ograniczenia regionalnie, to w wydajnej pracy mogłyby im pomagać – przy wsparciu z odpowiedniego, utworzonego przez MEN funduszu – lokalne organizacje pozarządowe. Organizacje pozarządowe przez lata realizowały w ramach grantów zadania publiczne, dlaczego nie mogłyby wspomóc szkół także w tym kryzysie?
  • Na koniec rzecz oczywista – zabrakło pieniędzy. Zapewnienia ministra, że zmiana organizacji pracy w modelu hybrydowym nie wymaga dodatkowych wydatków, nie będą miały związku z faktami zwłaszcza tam, gdzie trzeba będzie zapewnić indywidualną naukę uczniom i uczennicom, którzy będą uczyć się w domu. Dotyczyć to będzie tych osób, które w konsekwencji otrzymania orzeczenia lekarskiego o konieczności kształcenia zdalnego będą musiały uczyć się zdalnie.
  • W kwestii pieniędzy – zabrakło także funduszu dla dyrektorów. Podobnie jak w przypadku mikropożyczek dla przedsiębiorców, można byłoby stworzyć specjalny fundusz dla dyrekcji szkół, z którego pokrywane byłyby dodatkowe wydatki, związane z nauką w trybie mieszanym lub zdalnym. Tu konieczne byłoby jednak wprowadzenie zasady: najpierw środki na koncie szkoły, potem ich rozliczenie.
  • W wytycznych MEN brak także myślenie o szkole realnej. Rekomendacje dotyczące wprowadzania przerw w dwóch turach, jedzenia posiłków w stołówce grupa po grupie, z koniecznością każdorazowej dezynfekcji, są do zastosowania w małej szkole. W znacznej większości szkół miejskich takie zalecenia są całkowicie niemożliwe do zrealizowania.
  • Zabrakło także zdrowego rozsądku. MEN przedstawił najważniejsze wytyczne na plakacie, na którym jedna z zasad brzmi „unikaj kontaktu z większą grupą uczniów, na przykład na przerwie”. Szkoła z zasady jest dużym skupiskiem ludzi. Nie da się w skupisku ludzi, unikać skupiska ludzi.

Iga Kazimierczyk