Postanowiliśmy przyjrzeć się opiniom, które w trybie prac legislacyjnych przesłały inne niż MEN ministerstwa.
Ministerstwo Edukacji Narodowej przedstawiło w lipcu projekt podstawy programowej do szkół ponadpodstawowych (wersja dla liceów i techników oraz wersja dla szkoły branżowej II stopnia).
Ministerstwo Cyfryzacji w zwięzłym komentarzu słusznie zwraca uwagę, by nie używać sformułowania „pracownia komputerowa” – anachronicznego, pochodzącego z czasów, gdy w szkołach były specjalne pomieszczenia wyposażone w sprzęt komputerowy; obecnie bowiem należy utrwalać świadomość, iż dostęp do sprzętu informatycznego jest we wszystkich pomieszczeniach lekcyjnych.
Wyjątkowo precyzyjne wskazówki dotyczące przedmiotu „przedsiębiorczość” przesłało Ministerstwo Finansów w obszernej, bo aż dwunastostronicowej opinii. Ich zasięg dotyczy zarówno poziomu ogólnego, jak i sugerowanych szczegółowych poprawek. Być może przedstawiciele tego resortu powinni włączyć się w pisanie podręcznika. Uwagi robią wrażenie trafnych, dotycząc wiedzy, jaką powinien posiąść każdy dorosły Polak, by rozsądnie zarządzać swoimi sprawami finansowymi i odpowiedzialnie uczestniczyć w życiu społecznym (znajomość praktycznych zagadnień związanych z podatkami, świadomość praw klienta; ale też podstawowa wiedza zagadnień związanych z budżetem państwa (niestety wyłącznie w zakresie rozszerzonym, chociaż to chyba powinien rozumieć każdy obywatel). Co ciekawe: opinię kończy informacja, że te same uwagi zawarto w piśmie zawierającym propozycje elementów podstawy programowej, a skierowanym do MEN w kwietniu. Które to uwagi – jak widać – nie zostały uwzględnione. Skoro więc ministerstwa nie słuchają się nawzajem, być może trudno oczekiwać, by słuchały „zwykłych” obywateli?
Ministerstwo Infrastruktury na sześciu stronach wymienia propozycje poprawek, których celem jest zwrócenie uwagi na konieczność wykorzystania każdej okazji, by podkreślać wagę bezpieczeństwa ruchu drogowego. Spis nie pomija żadnego przedmiotu – widać, że autorzy poprawek bardzo troskliwie tropią wszelkie okazje, by uczniom uzmysławiać powagę tej kwestii i naprawdę należą się za to wyrazy uznania. Nawet jeśli czasami brzmi to kuriozalnie, gdy na przykład w podstawie do fizyki warto – jak czytamy – zadbać, by uczeń posługiwał się „pojęciem prędkości na przykładzie ruchu i zderzeń pojazdów i rozumiał zależność wpływu prędkości na skutki tych zderzeń”.
Kolejny resort, który nadesłał wnikliwą opinię, wnioskując o zmiany – jak rozumiemy, w niewątpliwej trosce o bezpieczeństwo publiczne, to Ministerstwo Środowiska. W obszernym komentarzu zawarli sugestie koniecznych zmian w sposobie nauczania o środowisku naturalnym i jego ochronie. Przede wszystkim czytamy, iż „ucząc o ochronie różnorodności biologicznej nieodzowne jest podkreślenie, iż chronić ją należy przez zrównoważone użytkowanie środowiska”. A więc nie poprzez odstąpienie od używania, na przykład tworząc rezerwaty… kluczem jest bowiem słowo „używanie”, które nie podlega interpretacjom tak, jak można interpretować stopień owego użytkowania, by pozostało „zrównoważone”. Cały akapit pozwala zrozumieć ideologię autorów, którzy ochronę środowiska naturalnego pojmują wyłącznie w kontekście „rozwoju społeczno-gospodarczego”. Edukacja powinna zaowocować postawami obywatela, który rozumie, że „w sposób zrównoważony można użytkować także populacje gatunków zwierząt dziko żyjących, sprzyjając w ten sposób ich ochronie, czego przykładem jest polski (obecnie stosowany) model łowiectwa”. Niestety – „zauważa się, że w prezentowanym projekcie podstawy programowej ww. wiedzę przedstawiono w sposób nieczytelny”. W celu u-czytelnienia owej wiedzy Ministerstwo Środowiska proponuje m.in., by lekcje prowadzili leśnicy oraz myśliwi. Należy też wyjaśnić uczniowi, że „Natura 2000 jest odmienna [od innych form prawnej ochrony przyrody], ponieważ polega na systematycznym monitorowaniu stanu populacji i ocenie jej „właściwego stanu ochrony” na podstawie dynamiki liczebności populacji. (Jeśli jest liczna, można wystrzelać/wyrżnąć?) Dowiadujemy się też, iż dzięki wprowadzeniu proponowanych zmian można ograniczyć rozwój zjawiska potocznie określanego jako „ekoterroryzm”, bazującego na braku świadomości społecznej. To akurat jest logiczne: jeśli młodzi Polacy uwierzą, że aby chronić, należy wycinać i zabijać, z pewnością poprą obecną politykę ministerstwa.
Wreszcie ostatnia nadesłana opinia resortowa – krótka, ale interesująca. Ministerstwo Obrony Narodowej proponuje, by w szkołach ponadpodstawowych w ogóle zrezygnować z przedmiotu „Edukacja dla bezpieczeństwa” (co się zapewne nie spodoba Ministerstwu Infrastruktury!), zostawiając go w podstawówkach, za to zająć się – jak przystoi poważnym „prawie dorosłym” Polakom – „wychowaniem proobronnym” (konia z rzędem temu, kto wyjaśni pochodzenie owego potworka językowego!). zmiana ma ponoć odzwierciedlać rosnące zainteresowanie młodzieży „tematyką wojskową”. Klasy tzw. „mundurowe” odbywałyby obligatoryjne praktyki „w obiektach szkoleniowych MON” – co jest uroczą propozycją wprowadzenia wcześniejszego poboru do służby wojskowej. Dzięki lekturze opinii dowiadujemy się też, że od przyszłego roku zostanie w naszym kraju uruchomiony program budowy strzelnic we wszystkich powiatach. „przygotowanie do działania w obliczu zagrożenia”. Bliżej nie sprecyzowanego. Autorzy uwzględnili też wyższe wartości: przedmiot ma wyrobić „gotowość do udzielania pomocy potrzebującym”. Również bliżej nie sprecyzowanym, niestety, ale można przesłać do ministerstwa zapytanie, czy w tej kategorii mieszczą się uchodźcy z terenów objętych konfliktami zbrojnymi?
Co ciekawe, propozycja tej zmiany nie jest podyktowana względami jakichkolwiek korzyści edukacyjnych, a wyłącznie „planami MON”. I w ten sposób nareszcie wiemy, po co nam w ogóle szkoły…
Zofia Grudzińska