Każdy, kto był choć raz w Berlinie, zauważył z pewnością w jaki sposób Berlińczycy spędzają wolny czas – piknikują, urządzają sąsiedzkie grille, organizują wyprzedaże garażowe. Te sposoby spędzania czasu wolnego cechuje jedna rzecz – są tanie, miłe i dostępne dla wszystkich. Łączy je także sposób postrzegania przestrzeni miejskiej – ma być przyjazna, na ludzką skalę i potrzeby. Te same idee towarzyszą tworzeniu miejsc spędzania wolnego czasu dla dzieci – place zabaw, huśtawki, bujaki, drabinki i zjeżdżalnie są prawie wszędzie – wystarczy kawałek skwerku i hop, plac zabaw. Szczególnie ciekawe dla dzieci ale i rodziców są wiejskie – miejskie zagrody ze zwierzętami. Od klasycznego, znanego nam wszystkim ZOO różni je wiele. Nie trzeba mieć żadnych biletów, każdy rodzic, dziecko, dorosły może wejść na teren ogrodu i mile spędzić tam czas. Inne są także zwierzęta – kozy, kucyki, owce, kury, kaczki, króliki. Czasem zwierzęta te można nawet karmić karmą kupioną od opiekunów. Chętnie jedzą z ręki, podchodzą do ogrodzenia zaciekawione, owce dają się drapać po pyskach, kozy nadstawiają do głaskania boczki – zupełnie jak psy. Króliki nie uciekają w popłochu, chętnie częstują się trawą podawaną przez ogrodzenie, kury przyglądają się z zaciekawieniem, konie sprawdzają intencje gości, obwąchując podaną im dłoń. Dzieciaki, które odwiedzają te miejsca, po prostu piszczą z radości – niezależnie od wieku, słowom lub dźwiękom zachwytu nie ma końca. W takich wiejskich – miejskich zagrodach dzieci mogą także trochę pogrzebać w ziemi – zasadzić marchewkę, zebrać kapustę, pozbierać jabłka. Są tam także klasyczne dziecięce atrakcje – drabinki, zjeżdżalnie, huśtawki, piaskownice. Wieczorem można czasem usiąść przy ognisku (to propozycja dla dzieci i dorosłych), upiec ziemniaki, porozmawiać ze sobą. W ogrodach znajdują także wolnostojące małe zabudowania, gdzie prowadzone są zajęcia, służą one także jako schronienie przed deszczem. Takie rolnicze ogrody – mimo swojej niezobowiązującej formy – są jednak miejscami, w których można się wiele nauczyć. Choć nikt z odwiedzających i prowadzących je tak ich nie nazywa – w istocie są wszechstronnie rozwijającymi centrami edukacyjnymi, nastawionymi na rozwój wielu umiejętności i kompetencji dzieci.
Większość miejskich dzieciaków – zarówno w Berlinie, jak i w Warszawie, nie ma już bezpośredniego kontaktu z wsią. Zwierzęta gospodarskie dzieci poznają z książek, animowanych filmów i dzięki plastikowym i pluszowym zabawkom. Oczywiście, odróżniają kozę od konia, ale czym innym jest je od siebie odróżnić, a czym innym te zwierzęta poznać – dotknąć, pogłaskać, zaobserwować ich reakcje, emocje, poczuć, że czasem brzydko pachną. Dzięki wizytom w rolniczych ogrodach, dzieci z pasją odkrywają, że jajka nie biorą się z pudełka ze sklepu a są „owocem pracy” kury. Podobnie – że wełna na sweterek nie bierze się znikąd, a jest od owcy. Takie obserwacje pozwalają dziecku wyrobić w sobie postawę szacunku i empatii dla zwierząt, a szacunek i empatia mogą pochodzić tylko od własnego doświadczenia dziecka, nie da się ich wykształcić najpiękniejszą nawet książeczką czy zajęciami w sali lekcyjnej. Poznawanie przyrody naprawdę dzieciaki pasjonuje i z tej pasji mogą się zrodzić kolejne zainteresowania, pytania, chęć dowiedzenia się więcej – co koza je, gdzie śpi, jakich ma kuzynów, w czym jest inna od kury, dlaczego kura ma dzieci z jajek a koza nie… i tak dalej i tak dalej. Nauka zaczyna się od pasji, a takie miejsca to wprost tej pasji wylęgarnia.
Ostatnio przetoczyła się w polskich mediach dyskusja o tym, czy drożdżówka to odpowiedni posiłek w szkole. Zastanawiano się, czy solić, czy może zamiast tego – za przeproszeniem – pieprzyć. W większości tych dociekań pojawiała się konstatacja, że byłoby łatwiej, gdyby dzieci i rodzice wiedzieli, co to jest zdrowa żywność. Pełna zgoda – wiedzieć „co się je” prawie zawsze idzie w parze z rozsądnymi nawykami żywieniowymi. Tu wracamy do grzebania przez dzieci w ziemi, samodzielnego sadzenia marchewki, zbierania kapusty, zrywania wiśni. Kolejna nauka, że jedzenie nie bierze się znikąd, a jego przygotowywanie może być ciekawą zabawą, zaczynającą się od tego, że się to jedzenie własnoręcznie zasadzi i zbierze.
O ile organizacja zagrody z kozą i owcą może być w miejskich warunkach pewnym kłopotem (choć przykład Berlina pokazuje, że można to zrobić), o tyle założenie ogrodu warzywnego w szkole czy przedszkolu nie powinno być większym kłopotem – każda placówka ma kawałek trawnika – przy wejściu, koło boiska, który mogłaby poświęcić na ten cel. Zastanawiamy się czasem w jaki sposób poprowadzić zajęcia z edukacji przyrodniczej – z własnym ogródkiem warzywnym, realizując całoroczny projekt, można logicznie i interesująco ułożyć zajęcia na cały rok. Dzieci, które będą miały szansę przygotować sałatkę z własnej sałaty i ogórka, będą wiedziały, co to jest zdrowa żywność, zamiast majonezu wybiorą może jogurt, może przez to zainteresują się krową, kozą i ich kuzynami? Wtedy tylko pogratulować. Może i miejsce na kozę potem jakoś się znajdzie.
Poniżej prezentujemy materiały o rolniczych ogrodach po niemiecku.
http://www.kinderbauernhofberlin.de/index.html
http://kbh-mauerplatz.de/aktuell.html
http://www.tip-berlin.de/kultur-und-freizeit-berlin-fuer-kinder/kinderbauernhofe-berlin
Iga Kazimierczyk